środa, 26 listopada 2014

Z wyznań smartfonoholiczki

Nazywam się Agnieszka i jestem smartfonoholiczką.

W sumie - klątwa naszych czasów. Smartfony i Internet. Niby sama mówiłam nieraz o sobie, że uzależniona, że muszę ograniczyć, bo szkoda czasu itepe, itede... Ale to nie było tak całkiem na poważnie... A teraz chyba jest. W każdym razie na poważniej niż było.

Jestem uzależniona od mojego smartfona. Ja, która jeszcze trzy lata temu byłam szczęśliwą użytkowniczką telefonu z przyciskami i którą niepomiernie drażnili ludzie sprawdzający na telefonie każdą głupotę. O uzależnieniu swoim przekonałam się dosyć boleśnie i owa właśnie bolesność prozaicznej w sumie rzeczy  jest najlepszym tegoż uzależnienia dowodem.

Otóż... Zepsuła mi się ładowarka. Spektrum uczuć z tym związanych jest tyleż niedorzeczne, co zaskakujące: od lekkiej irytacji (w sumie już wczoraj coś z nią było nie tak), poprzez niepokój (cóż ja  biedna pocznę, jak się ze światem skontaktuję), poprzez smutek graniczący z Weltschmerzem (zwłaszcza że nie była to jedyna wytrącająca z równowagi mała rzecz w dniu dzisiejszym, a te jak się skumulują, to nie ma przebacz...), po bezbrzeżną ulgę, kiedy przypomniałam sobie, że współlokatorka ma taki sam telefon i może mi ładowarkę pożyczyć. No normalne to to nie jest...

Postanowienie adwentowe, dojrzewające dotąd, zostało niniejszym uroczyście potwierdzone. Muszę ostro uciąć korzystanie ze smartfona, bo będzie źle. O ile już nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz