czwartek, 20 listopada 2014

Imbir, miód i parówki

Swego czasu odgrażałam się, że zamieszczę notkę kulinarną. Nie wiem ile osób czytających ten wpis zaintrygował tytuł, a ile na jego widok skrzywiło się z niedowierzaniem... Na wszelki wypadek uspokajam (zwłaszcza tych ostatnich):

Nie, nie zostałam fanką wyrobów mięsopodobnych z egzotycznymi dodatkami, a tytuł z kulinariami ma niewiele wspólnego. Z czym zatem ma? Niestety, z sezonem przeziębieniowym.

Siedzę sobie zatem opatulona w co tylko się da, popijam herbatkę z rzeczonym imbirem i miodem spadziowym (tutaj pod mało wymyślną nazwą "Waldhonig") i zażywam raz dziennie leczniczych parówek, czyli, mówiąc bardziej łacińsko, inhalacji. Czy pomaga? Po pierwsze nie szkodzi. Czyli w sumie jak dobry lekarz. Czy coś.

Żeby nie być tak całkiem gołosłowną, to będzie też coś o kulinariach.

Zatęskniło mi się za pierogami ostatnio - determinacja moja i tęsknota nie były wprawdzie na tyle wielkie, by samej wziąć się za lepienie czy splądrować wszystkie polskie sklepy w okolicy (w sumie nawet nie wiem czy są tu takowe), ale... Podczas zakupów w supermarkecie znalazłam coś, co wyglądało na wystarczająco dobry (prawie) lokalny zamiennik.

Nazywa się toto Maultaschen, Schwäbischer Art zresztą (stąd to prawie). Z wyglądu:jak pierogi, tylko prostokątne. Farsz: jakieś mięso (macie mnie! Jednak wyroby mięsopodobne), szpinak, cebula, przyprawy... Ruskie babci to to nie są, ale niech będzie. Gotuje się - wedle instrukcji na opakowaniu - w rosole, w moim wypadku, wstyd się przyznać, w ohydztwie instant. W ramach dodatku: surówka ze słoika, dobra rzecz o porze roku, kiedy na półkach sklepowych królują plastikowe pomidory (ech, pomnę wciąż wasz świeży miąższ...). Efekt: jadalny. Jak wspomniałam, ruskie babci to nie są, ale cóż - na takie rarytasy będę musiała poczekać do grudnia. Zdjęcia: nie będzie, bo niestety z apóźno przypomniało mi się, że bez zdjęcia notka kulinarna się nie obejdzie. Zresztą - co to za notka kulinarna, o daniu z gotowca?

Przyjdzie czas, kiedy udowodnię światu, że nie żywię się tu jedynie gotowcami. Wtedy - słowo harcerza, którym nigdy nie byłam - dokumentacja fotograficzna będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz