...czyli walczę z mitem, że post blogowy musi być wielkim elaboratem.
Pisząc pracę, jestem jak kobieta w ciąży. Odbija się to negatywnie na zawartości mojej lodówki/szafek z jedzeniem, pozytywnie (w sensie przybywania, niekoniecznie polepszenia stanu...) - na treści mojego układu trawiennego. Na objętości pracy - nie wiem, nie mam porównania.
Wniosek pierwszy: skoro jestem jak kobieta w ciąży, może mi się coś z tego pisania urodzi (nie tylko niniejsza notka)
Wniosek drugi: jeśli kiedykolwiek, w bardzo odległej, nieokreślonej przyszłości, zdarzy mi się pisać jakąś pracę i jednocześnie być w ciąży... Nie wiem, co z tego wyniknie, ale już współczuję osobie, która będzie musiała to znosić.
Bardzo konkretnej Osobie, jak już przy tym jesteśmy ;)
Howgh.
Wracam do licencjatu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz